Siedzę na decku na słoneczku, ale i tak w 15 warstwach ubrań na sobie, bo jest zimno. Standardem są już 3 pary spodni, o tym co mam na sobie na górze nie wspominając. Życie ratuje mi dobry sztormiak z maską i wysokim kołnierzem! Jednak odpowiednie ubrania są ważne na takich wyprawach. By choć trochę mieć odmiany, na dzienną wachtę nie zakładam ciężkich, grubych butów z futerkiem, które noszę nocą, tylko adidasy. Pamiętam, jak Ania śmiała się z tych butów z futerkiem, gdy wysiadłam z nich z samolotu na Grenadzie na Karaibach 😀 Byl wieczór, a nadal było ze 30 stopni. Ona była w japonkach z opalonymi stopami, a ja w tych swoich ciężkich butach. Do tej pory żałuję, że nie zrobiłyśmy wtedy zdjęcia dla porównanie 🙂
Ale ja wiedziałam co robię, zabierając je ze sobą. Karaiby to był miły i upalny, ale w ogólnym rozrachunku krótki etap rejsu. Byłam pewna, że te buty bardzo mi się później przydadzą, choć na Karaibach rzeczywiście wyglądały śmiesznie 😀
Nawet teraz za dnia bym je nosiła, bo wcale w adidasach nie jest mi zbyt ciepło, ale jednak potrzebuję odmiany między strojem dziennym i nocnym 😀 Lżejsze buty i jedna warstwa ciuchów mniej, taka dzienna stylówka sternika 😀
A więc siedzę tak na decku, udając, że jest ciepło, robię kolejnego wieloryba z włóczki i podjadam liście kapusty. Warzywa to ostatnio jedyne, na co mam apetyt. Na rękach mam tyle soli z pokładu, że zajadam kapustę z solą morską tuż zza burty. Fale chlapiące na pokład namoszą niesamowite jej ilości. Wystarczy przejść po pokładzie trzymając się relingów, tak by nie stracić równowagi na falach i już masz całe ręce w soli. Mycie ich w kółko jest bez sensu, bo nie są brudne, tylko po prostu słone 🙂
Zajadam tę kapustę myśląc o tym, że to taki dobry smak morza. Kapusta jako bardzo trwałe warzywo doskonale znosi trudy podróży i długo pozostaje świeża w przeciwieństwie np. do marchewek. A zajadana z solą prosto z morza jest przepyszna 😀
Siedzę tak sobie i myślę, że ptak już nas dzisiaj odwiedził. Była to sierpówka, która co chwilę na zmianę przysiadała na relingach i podrywała się do lotu, gdy żagiel przy pełnym wietrze zbyt mocno się szarpał. Kolejny typowo lądowy ptak, który nie da sobie rady na środku morza i szuka odpoczynku na napotkanych statkach. Co on tu robi??? Pomimo tego, że nie chcemy go straszyć, nie możemy też iść takim kursem. Przy zmianie halsu i przerzucaniu żagla, sierpówka odlatuje i już nie wraca…
Ptak już był, jeszcze delfinów dziś brakuje i właśnie w chwili, gdy o tym myślę, dwa z nich wyskakują z wody na wprost łódki! Są niezawodne! Zawsze można na nie liczyć 🙂 Teraz to mam nie tylko smak morza w ustach, ale i cudny widok na pracujący żagiel i delfiny harcujące przed dziobem! Jest dobrze 🙂
Czeka mnie jeszcze inna przyjemność – zachód słońca, który mam nadzieję będzie tak samo niesamowity, jak wschód, podczas którego słuchałam mojego ulubionego Nuvole Bianche, gdy tarcza słoneczna wynurzała się z morza. Jaką muzykę dobrać do zachodu?