Pranie – codzienne sprawy w egzotycznych miejscach

Sterta prania z każdym dniem rośnie z zatrważającą szybkością. I żeby nie było, nie przebieram Szerszeni w czyste ciuszki przy każdej plamce. Po prostu ilość sytuacji, w których coś może się wylać na łódce jest znacznie większa. Koordynacja ruchów, gdy jacht się kołysze, nawet dla mnie bywa trudna. Do tego jeszcze ubrania zachlapane wodą morską wymagają choćby płukania, ponieważ bez tego momentalnie łapią wilgoć, a i tak nawet czyste ubrania wyciągnięte z szafki bywają lekko wilgotne. Takie uroki bycia cały czas na wodzie.

Zatem plan na dzisiejszy poranek to pranie. Niestety moja ręka nie nadaje się jeszcze do ręcznych przepierek. Muszę więc poszukać pralni, najlepiej samoobsługowej, bo tam najszybciej to załatwię. Młodzi ciągną jednak na plac zabaw. Wczoraj zbyt szybko zamknęli im wszystkie atrakcje i dziś jeszcze chcą się nimi nacieszyć. Przynajmniej jedna z dwóch pralni jest podobno w okolicy placu zabaw, więc szybko jemy śniadanie i ruszamy załatwić te dwie pilne sprawy 🙂

Stefano i Gustavo bawią się w najlepsze pod okiem dziadków, a ja ruszam na poszukiwania. W dwóch pralniach niedaleko parku i mariny dopiero jutro mogłabym odebrać wyprane rzeczy. Nie mam tyle czasu. Wypływamy dziś o 11, więc chcę znaleźć pralnię samoobsługową, bo tylko w takiej załatwię to szybciej. W tej drugiej Włoszka nie mówi po angielsku, więc używając translatora i pokazując jej tekst po włosku na ekranie telefonu, pytam o pralnię samoobsługową. W trakcie naszych uzgodnień, w których pośredniczy elektronika, pod pralnię podjeżdża motocykl. Jego kierowca wita się serdecznie z kobietą w pralni, chwilę rozmawiają popatrując na mnie i Włoch wskazując na motocykl pyta w swoim języku, więc rozumiem jedynie kontekst, czy mnie podwieźć do tej pralni. Szczerze się uśmiecham na tę propozycję, potwierdzam po angielsku, czy dobrze zrozumiałam i mówię, że dzięki, dojdę tam na piechotę. Pokazują mi razem na mapie, gdzie to jest i Włoch jeszcze raz proponuje podwózkę. Chwilę myślę… ale tylko chwilę 😉 A co tam! Raz się żyje 🙂 Jestem fanką motocykli, a czy kiedykolwiek jeszcze będę miała okazję przejechać się z Włochem na BMW R1200 GS po ulicach Mesyny??? Godzę się! Włosi wymieniają gorące uściski, machamy sobie z kobietą z pralni i zaczyna się przygoda 🙂

Jak oni tu jeżdżą!!! Tłum motocykli i skuterów. Wszystkie przeciskają się pomiędzy autobusami i samochodami. Są czasem jak mrowie ścigających się robaczków. Dynamiczna jazda, szybka redukcja przy hamowaniu, ostre zakręty. Byłabym w stanie uznać, że Włoch przede mną robi popisy, gdyby nie to, że tu wszyscy tak jeżdżą. Na którychś czerwonych światłach mówię mu, że sama też jeżdżę motocyklem, ale tu we Włoszech to chyba normalne, że wszyscy poruszają się na jednośladach i nie robi to wrażenia. Włoch jednak pyta, jaki mam motocykl. Po drodze mój kierowca pokazuje mi różne miejsca. Opowiada o niektórych przeplatając włoski z angielskim, więc mniej więcej rozumiem tylko połowę. Z tego co mówi wynika, że zajmuje się kontrolą finansową i rzeczywiście w którymś momencie, gdy mijamy budynek Guardia di Finanza mówi, że tu jest jego biuro. A więc trafiła mi się przejażdżka z jednym z mundurowych! Robi to na mnie jakieś wrażenie, ale w sumie nie powinno mnie to dziwić. We Włoszech jest tyle służb mundurowych, policji wszelakiej, służb miejskich, czy straży wybrzeża, że nie powinnam być aż tak zaskoczona, że trafiłam na jednego z nich.

Czekam na pranie w kawiarence ze stolikami przy ulicy. Kawa i briosza przede mną. Gapię się na ludzi i ich codzienne sprawy. Obserwuję, co ich zajmuje, cieszy, czym się denerwują. Liczba trąbiących tu kierowców przekracza wszelkie normy, ale nie wiem, czy jest to wynik zdenerwowania czy taka maniera Włochów?

Odbieram pranie i już bez podwózki wracam na jacht, by dowiedzieć się, że B padł komputer, na którym pracuje i bez którego równie dobrze może od razu rzucić pracę i spełniać marzenia o życiu na wodzie. Z takim planem chyba tylko musielibyśmy się wprawić w łowieniu ryb, bo bez tego cienko to widzę.
B idzie szukać serwisu komputerowego i plany dzisiejszego wypłynięcia w stronę Wysp Eolskich przesuwamy na później.

3 replys to Pranie – codzienne sprawy w egzotycznych miejscach

  1. Rozumiem. Łacze się w odczuciach. Plywamy sami, dwoje wciaż pracujacych on line emerytow. W 2018 wyplynelismy z Gdańska . Właśnie przeplywając ciesninę Mesyjską trafilismy na twoj bloģ. Gratuluję pióra i humoru.
    Ewa i Henryk na Embla-HK Hanse 385

    1. Miło mi to czytać, dziękuję 🙂

      Zazdroszczę możliwości życia i pracy na morzu. Dla mnie to na razie plan na przyszłość. Teraz co prawda i u nas praca zdalna, ale już bez bujającego się pokładu. Z takich przyjemności korzystamy już tylko sporadycznie, wakacyjnie.

      Pomyślnych wiatrów!
      Pozdrawiam,
      Justyna

Dodaj komentarz