3000 mil morskich uczczone toastem 🙂 I to chwilę po moim wstaniu na wachtę w południe. To prawie jak picie na śniadanie 😉 Dobrze, że zjadłam je po wachcie o 8 rano🙂
Zdecydowanie jest już bardzo rześko. Śpię pod kołdrą i śpiworem na raz już od dłuższego czasu, ale teraz do zestawu dołączyła jeszcze czapka. Jak się okazuje, Bolek też zaczyna wspominać o potrzebie szlafmycy 🙂
Rytm dnia trochę się zmienił. Na razie jeszcze nie przeszliśmy na sześciogodzinne wachty, ponieważ w nocy było zimno i padało, a dwa, że chcemy się najpierw rozkręcić i złapać rytm. Po 14 zaczynam robić obiad i tym razem już nie mam koło siebie Ani, z którą często w tym czasie rozmawiałyśmy, umilając tak sobie najpierw jej, później moją wachtę. Bolek robi to samo, co ja wcześniej robiłam, czyli odsypia noc. To zrozumiałe, że teraz będziemy się bardziej mijać. Włączam sobie audiobooka, kroję warzywa, zerkam przez okna salonu na horyzont i co jakiś czas wychodzę na górę do sterówki.
Zastanawiam się, kiedy znajdę czas na czytanie książki, szydełkowanie i obliczenia astronawigacji, bo np. dziś rano udało mi się złapać namiar na Wenus i Jowisza.
Może na wszystko znajdzie się czas, gdy ponownie przyzwyczaję się do wachtowego rytmu, tym razem dzielonego na dwie osoby.
Do Ponta Delgada wchodzimy później niż zakładaliśmy. Obiad już jest prawie gotowy, ale zostawiamy go w wyłączonym, nagrzanym piekarniku i rzucamy cumy przy nabrzeżu niedaleko biura mariny, po czym przeparkowaliśmy się jeszcze do mariny. Okazuje się, że żółte błyszczące polery, na które rzuciliśmy cumy, były świeżo pomalowane i teraz nasze liny też są żółte. Przy kei w marinie za to inne utrudnieni – dużo ptasim kup na drewnianym pomoście, na który wyskakuję na desant. Trochę się obawiam, czy się na nich nie poślizgnę, ale parkowanie idzie nam bardzo sprawnie. Jest już tak naprawdę wieczór, najwyży już czas na obiad. I co się okazuje? Piekarnik, który wcześniej bardzo długo nie chciał się rozgrzać, nie wiadomo jak i kiedy, i to już po wyłączeniu go, spalił nasz obiad. Poprawiamy smak dania popijają pyszne Vino Verde. Jakoś trzeba sobie radzić 😉
Bolek zgadza się wyruszyć ze mną na wieczorne zwiedzanie miasta. Po konsultacjach ze swoją rodziną stwierdza, że już wie, co mi pokazać w Ponta Delgada. W planie jest słynna brama, kilka wielkrybów i szczególnie polecane przez Martę drzewo. Naprawdę jest ono warte zobaczenia! Ogromne, rozłożyste i do tego z brodą, jak przystało na ponad dwustuletniego osobnika 🙂
Po drodze jeszcze kilka uroczych placyków, kilka kościołów, wiele graffiti z wielorybami, ciekawe rzeźby, zaułki, uliczki i domy, a na zakończenie wieczoru piwo z lokalnego browaru z marynowanym bobem z czosnkiem i papryką jako przegryzką.
Zaskakuje mnie, ile starszych osób jest w tym barze. Doskonale się bawią, wspólnie spędzają czas, dużo się śmieją. U nas w PL widać ludzi w tym wieku właściwie tylko na zorganizowanych imprezach, w bywalcami barów są u nas włóknie dużo młodsze osoby. Tu widać wiek nie ma znaczenia, gdy można się napić dobrego piwa i spędzić czas razem poza domem. Może to poprostu taka południowa, portugalska natura?
Regularnie już ostatnio marzniemy nocami, więc plan po powrocie na łódkę zakłada podłączenie prądu i włączenie ogrzewania. Co z tego, gdy kabel jest za krótki… Stwierdzamy skoro nie ma wiatru, to przeciągniemy katamaran na linach, bliżej skrzynki. Na szczęście sprawdzamy wcześniej, czy wtedy wystarczy kabla, bo inaczej byśmy się narobili, a i tak nic by z tego nie było. Bolek proponuje, że możemy przycumować miejsce dalej, pomiędzy Y-bomy, ale ja jakoś tego nie widzę. Jesteśmy zmęczeni, jest noc i wypiliśmy przed chwilą po dużym piwie. Stwierdzam, że chyba jednak wolę marznąć w nocy niż zaliczyć przypadkową kąpiel w wodach mariny. Bolek na szczęście znajduje pośrednie rozwiązanie – włącza generator, uruchamiamy ogrzewanie w kajutach i to jest pierwsza noc od dawna kiedy śpię w samej piżamie 😀
Ptasie kupy i przypalony obiad najlepsze 🙂
Miło, że czytasz i komentujesz 🙂 Udanej podróży!!! Zadzwonię, jak tylko będę mogła.
oj miałam ja kiedyś desant na ptasie kupy,dłuuuugo jechałam po pomoście ;-D