Jesteśmy już na Adriatyku. Coraz więcej tu śladów obecności ludzi. Co jakiś czas widać, śmieć unoszony przez fale. Raz jest to niebieski balon z Pidżamersem, postacią z bajki, innym razem pozrywane bojki od sieci. Coraz więcej jest też bliskich mijanek ze statkami. W ciągu dnia, regularnie 5 minut przed pełną godziną, słyszymy komunikat nadawany ze statku wojennego na temat tego, by nie wpływać na teren prowadzonych przez niego ćwiczeń. Jeden z jachtów musiał zignorować to polecenie, gdyż nagle, ku naszemu zdziwieniu i rozbawieniu pada ostrzegający komunikat w jego kierunku zaczynający się od: Marihuana, Marihuana, Marihuana, this is warship… 😀
Jeszcze przed śniadaniem pijemy mini driniaska za koniec naszej podróży na wschód. Dalej na E już nie popłyniemy w trakcie tego rejsu. Swoją drogą jesteśmy też jak dotąd najdalej na północ, więc to też mogłaby być dobra okazja 😉 Tyle, że to byłaby okazja, którą moglibyśmyb teraz przy naszym kursie opijać codziennie 😉 Co za dużo, to nie zdrowo!
Już chyba marzą nam się powoli lądowe luksusy. Niby w Hiszpanii odbiliśmy sobie wszystkie żywieniowe braki Atlantyku, ale teraz znowu, po wielu dniach na wodzie, mamy smaka na różne smakołyki. Bolek proponuje np. kawę ze spienionym mlekiem i spienia je potrząsając po prostu kartonem 🙂 Pianka jest naprawdę taka, jak w prawdziwym cappuccino!
Popołudniu realizuję plan jeszcze z Karaibów na rozpakowanie jachtowego grab baga, który swoją wagą zaprzecza pojęciu podręcznej torby. Chcę odkryć jego tajemnice i sprawdzić, co skrywa wielka, żółta, przeciwdeszczowa torba. Jest tak ciężka, że proszę Bolka o pomoc w wyciągnięciu jej z bakisty na rufie. Jak ja niby miałabym to w stresie wrzucić z tonącego jachtu do tratwy?!? Może kluczowe jest tu hasło w stresie…
Zawartość Grab baga: 36 paczek wody 4×125 ml (podobno ma paskudny smak, by za szybko jej nie wypić), 12 paczek jedzenia, 2 śpiwory termiczne, apteczka, 3 race, latarka + baterie. Niesamowite jest, ile nowych doświadczeń dał mi ten rejs, choćby rozpakowanie takiego oceanicznego grab baga.
Delfiny dziś też mnie nie zawiodły. Nie dość, że mniejsze stada pojawiają się wielokrotnie w ciągu dnia, to jeszcze przy zachodzie słońca woda jest ich pełna. Wygląda to tak, jakby nadpływały z różnych kierunków i wszystkie płynęły w naszą stroną. Do tej pory najczęściej było tak, że gdy już się zbliżyły do jachtu, to płynęły razem z nami. Teraz jednak krążą w pewnym oddaleniu, wyskakują co rusz ponad wodę. Prawdopodobnie jest to jedno większe stado, które się po prostu przemieszcza, ale z naszej perspektywy wygląda to tak, jakby delfiny nadpływały ze wszystkich stron. Tak jakby czuły, że to jedno z ostatnich naszych spotkań na tym rejsie 😞 Bardzo będę tęskniła za ich widokiem, ale jestem też szczęśliwa, że dane mi było tak się nimi nacieszyć. Na Morzu Śródziemnym były z nami codziennie, a i na Atlantyku pojawiały się bardzo często.
Moja dzienna wachta już się skończyła. Siedzę jednak z Bolkiem na górze w sterówce i patrzę na zachód słońca, kolory rozlewające się w wodzie, wyjątkowo gładkie dziś morze poruszane jest właściwie jedynie przez delfiny. To ostatni pusty widnokrąg. Chcę się nim nacieszyć. Jutro już będziemy widzieli ląd. Pustka oceanu zostawia jednak ślad w głowie. Chyba już zawsze się za nią tęskni…
Bolek budzi mnie przed moją wachtą. Mówi, że chce mi pokazać coś niesamowitego. Każe mi iść na dziób i sam gasi wtedy wszystkie nasze światła nawigacyjne. Noc jest wyjątkowo ciepła. Tak ciepłej dawno już nie było. Jednak wychłodził nas ten Północny Atlantyk i równie mocno Morze Śródziemne. Siadam na koszu na dziobie i przez chwilę wydaje mi się, że płyniemy w zupełnych ciemnościach. Ale jednak nie! Pod nami robi się jasno! Ale jak to pod nami?!? Chyba mi się strony pomyliły. W dole pode mnę jest pełno gwiazd, ale nie jest to odbicie nieba, które i tak jest zasnute delikatną mgiełką chmur. Gwiazdy, które widzę połyskują w wodzie pode mną! To świecą fluorescencyjne glony! A w nich pływają „świecące” delfiny!!! Całe pokryte są jakby gwiezdnym pyłem, a gdzieniegdzie jakby większymi płatkami srebra i złota. Gładkie ciała delfinów połyskują w ciemnej wodzie dzięki tym glonom. Widać je doskonale, prawie tak samo dobrze, jak za dnia, a dodatkowo widać coś, czego nigdy nie widać w słońcu – ich tor wodny. Kilwater, który za sobą zostawiają połyskuje jeszcze chwilę po ich przepłynięciu. To prawdziwie magiczny widok! Nie mogę oderwać od nich oczu! Mogłabym tak spędzić całą noc! To naprawdę widok z serii tych, które zostają już z Tobą na zawsze. To chyba prawdziwe pożegnanie delfinów, ta magiczna scena, którą zapamiętam do końca życia.