Morskie skarby

Zaczynam wachtę o 8 rano. Bolek mówi, że jeszcze nie chce mu się spać i siada ze mną do astronawigacji. Jeszcze nie omawialiśmy pozycji liczonej z gwiazd, więc teraz to nadrabiamy.

Gdzieś w międzyczasie, śledząc horyzont, dostrzegam coś pomarańczowego umorzonego na falach. Dziś jest prawdziwa, duża i długa fala oceaniczna, więc to co przed chwilą widziałam, na długo niknie mi z oczu. Jest ponownie! Bolek w sterówce już zmienia kurs i przez lornetkę sprawdzamy, co to może być. Raz że nie często jest widać coś na wodzie, więc to po prostu ciekawostka, a dwa, że kolor pomarańczowy na wodzie jest dosyć alarmujący. Widać, że to nie jest ani tratwa ani koło ratunkowe, ale jednak warto to sprawdzić, bo a nóż ktoś potrzebuję pomocy. Znowu przecież jesteśmy „pośrodku niczego” po opuszczeniu Azorów.

Po jakimś czasie widać już wyraźnie, że to wielki pomarańczowy odbijacz. Musiał się zerwać z któregoś ze statków. Bolek decyduje, że go wyławiamy. Ma rację, że lina  od takiego przegapionego np. nocą, dryfującego odbijacza może się zaplątać komuś w śróbę, więc śmieci z morza należy wyławiać (już mamy na koncie wyłowioną długą linę wraz ze steropianowym pływakiem, prawdopodobnie część od sieci), a dwa, że taki odbijacz mało nie kosztuje, a jeszcze może się przydać.

Chwilę do niego płyniemy, ale już sama akcja podnoszenia go z wody idzie bardzo sprawnie. Odbijacz ląduje na pokładzie. Niestety w części porośnięty jest pięknymi morskimi żyjątkami. Mnie jest ich szkoda, ale też mam opory, by w ogóle ich dotykać. Obawiam się też, że raczej już ich nie uratujemy, decydując się na zachowanie odbijacza, a znowu pozostawienie ich na pokładzie sprawi, że jutro nie wytrzymamy z powodu ich zapachu roznoszonego przez wiatr po jachcie. Będą tu gniły. Chyba nie możemy liczyć na to, że szybciej uschną.
Bolek bierze się więc za ich zeskrobanie z odbijacza i w sumie tym sposobem mają jakieś szanse na przetrwanie, bo po ściągnięciu ich z odbijacza, Bolek wrzuca je z powrotem do wody.

Po tych porannych atrakcjach zostaję na wachcie sama. Siadam do obliczenia pozycji z astronawigacji ze „złapanej” o świcie Wenus i Jowisza. Z przyziemnych rzeczy robię pranie i obiad, chwilę szydełkuję, wymieniam wiadomości z rodziną, coś nagrywam na kamerę i tak mi mija dzień.

Gdy Bolek wstaje, skarżę mu się, że nie wyszła mi pozycja z astro 🙁 Że może to przez to, że były takie wielkie fale, które co chwila zasłaniały horyzont. Okazuje się jednak, że Bolek swym bystrym okiem wyłapuje pokolei, że zrobiłam 4 błędy! Wniosek z tego taki, że nadal z trudem mi tobwychodzi, ale za to po naniesieniu poprawek, pozycja wychodzi idealna!!! Jest powód do radości 🙂 Czyli w sumie nie idzie mi aż tak źle. Brakuje mi wprawy i muszę być bardziej uważna.

Dzień jest ciepły i miło by było posiedzieć jeszcze na pokładzie, ale zbliża mi się okres i jak zawsze z tego powodu jestem bardzo senna. Bolek się śmieje, że są w sumie plusy pływania z kobietami, bo gdy nam któregoś dnia powiedział, że czyje się źle i ma gorszy nastrój, to z Anią stwierdziłyśmy, że spoko, to znaczy tylko tyle, że ma okres – każdy ma do tego prawo 😉 Teraz co prawda została jedna baba na pokładzie. Jeszcze jakoś bardzo źle się nie czuję, ale mój telefon uzbrojony w specjalną aplikację już ostrzega – „Twój cykl się niedługo ponownie rozpocznie”. Może faceci też powinni mieć taką aplikację – „Uważaj! W tym tygodniu Twoja kobieta będzie miała okres i będzie zagryzała wszystko w okolicy!” 😉

Po obiedzie idę spać. Budzę się jednak w panice po godzinie snu z myślą, że zaspałam na wachtę, że nawet nie wiem, o której godzinie, po tych wszystkich zmianach, wypada moja wachta, jaki jest dzień i co się w ogóle dzieje. Gdy zdaję sobie sprawę, że ledwo co się położyłam i budzik nawet nie zadzwonił, że to jeszcze nie mój czas, uspokojona idę spać dalej 🙂

Już bez falstartu wstaję na wachtę o 20. Noc jest ciepła, co jest miłą odmianą od wielu ostatnich naprawdę zimnych. Książyc świeci. Widać sporo gwiazd, bawię się więc ostatnio ściągniętą aplikacją do czytania mapy nieba 🙂

1 reply to Morskie skarby

Dodaj komentarz