Nie wiedziałam, że moje miejsce na Ziemi „eksplodowało”!
Ktoś co prawda wspominał mi o tym, ale że było to w trakcie ostatniego rejsu w Chorwacji, to chyba to do mnie tak naprawdę nie dotarło. Dopiero teraz przypomniałam sobie o tym i zaczęłam szukać informacji o wybuchu wulkanu na Stromboli.
Tu jeden z wielu artykułów na ten temat – klik.
Zakochałam się w tej wyspie rok temu, podczas trzymiesięcznego rejsu z dziećmi. W czarnej gorącej plaży, w nieustannym pomruku grzmiącej góry, w prostocie życia na wyspie.
Z dorosłą załogą (dzieci i kapitan mieli wtedy ospę jakby mało było na naszym rejsie innych trudnych przypadków, choćby takich jak dwie złamane ręce w gipsie…) zrobiliśmy wtedy wspinaczkę do krateru i w trakcie live z samej góry podobno używałam niecenzuralnych słów (co mi się rzadko zdarza) po wybuchu, który zaskoczył mnie swoją siłą.
Z dziećmi za to opłynęliśmy jachtem wyspę i oglądaliśmy o zachodzie słońca lawę wylewającej się ze zbocza. Także wtedy wulkan grzmiał, dymił i wyrzucał kamienie. Nawet się śmialiśmy, że robi to raz za razem na życzenie Szerszeni, co zresztą bardzo im się podobało.
Na szczycie, tam skąd widać krater, w wielu miejscach są betonowe schrony. Wiem, że niejedna osoba tam zginęła i byłam tego świadoma decydując się na zdobycie wulkanicznej góry. Wiedziałam, że tak naprawdę powinniśmy iść w kaskach i dobrych górskich butach, a nie na hurraaa!!! tak jak my. Jedna z osób poparzyła sobie wtedy rękę w gorącym piasku na górze i tyle. Poza sraniem w majty na widok aktywnego wulkanu nic nam się nie stało A widok dwóch czy nawet trzech kraterów wyrzucających z siebie kamienie i lawę oglądanych z bliskiej odległości był niezapomniany i tak naprawdę przerażający, ale zakochałam się wtedy w tej wyspie.
Pomyślałam, że to mogłoby być moje miejsce na ziemi. Naprawdę tak pomyślałam.
W tym roku z Bolkiem byliśmy na Vulcano, na innej z wulkanicznych Wysp Liparyjskich, a nieustannie dymiący stożek Stromboli widzieliśmy jedynie z daleka z morza. Bardzo żałowałam, że nie było czasu na odwiedziny tej cudownej wysepki.
Wiem, że jest ona jednym z najbardziej aktywnych sejsmicznie miejsc na Ziemi i wiem, że taka jej natura, ale i tak mi trochę przykro, że wydarzyła się tam tragedia i zginął człowiek. Rok temu czułam się tam bezpiecznie i właściwie tak jak w domu. A może właśnie przez to, że lubię adrenalinę, tak mi się spodobało takie miejsce do zamieszkania?
Wspominając, odkopałam posty z tamtego roku z pobytu na Stromboli.