To ponownie dzień zmiany wachty, co oznacza, że już minął kolejny tydzień. Weszłam w tryb funkcjonowania na pokładzie i między wachtami, spaniem, gotowaniem, nauką astronawigacji i rozmowami z załogą niewiele czasu zostaje już na inne rzeczy. Staram się czytać rozdział z książki do poduszki, ale już doszkalanie angielskiego i szydełkowanie zeszły na dalszy plan. Też nie zawsze i nie wszystko da się robić, gdy ma się wachtę w nocy i później odsypia się ją za dnia. Czasem jeszcze dojdą inne obowiązki z prac pokładowych jak jakieś naprawy, dolewanie paliwa itp. Ocean na razie jest łaskawy, więc poza dużymi falami nic nam nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu na pokładzie.
Główną atrakcją dnia stała się dziś kąpiel w oceanie, choć i wcześniej udało nam się miło spędzić czas. Gdy wstałam, czekało na mnie słodkie śniadanie 🙂 Budyń idealnie pasował do ciasta drożdżowego i razem z Anią pochłonęłyśmy taki wręcz świąteczny posiłek na górze w sterówce. Pogoda piękna, słoneczna i o dziwo było ciepło, więc jeszcze długo leżałyśmy na siatkach na dziobie i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Gdy już przedyskutowałyśmy nawet temat depilacji i mody Francuzek na nie golenie się, wstał Bolek i nie mógł wyjść z podziwu, jak jego załoga się obija 😉 Co robić? Wiatru brak. Fala mała, więc na dziobie woda nie pryska. Idealny czas, by wylegiwać w się w słońcu na siatkach 🙂
Żeby nie było, że czas nam upływa tylko na przykemnościach. Ania wzięła się za odetkanie przypadkowo przez siebie toalety, a ja zaczęłam przygotowywać cumę i odbijacze do asekuracji w trakcie naszej kąpieli. Później wyłączyliśmy silnik i pozwoliliśmy łódce swobodnie dryfować. Nie wskakiwaliśmy wszyscy na raz. By było bezpiecznie i by zawsze ktoś był na łódce, wchodziliśmy do wody pojedynczo. Najpierw Bolek, później Ania i na końcu ja, ale ostatecznie Ania dołączyła do mnie jeszcze na chwilę, a Bolek się wygłupiał, że teraz może odpalić silniki i mieć nas z głowy 🙂
Kąpiel cudowna, choć wodzie daleko było do karaibskiego ciepełka, bliższa raczej była bałtyckim temperaturom, bo wedle wskaźnika miała 20 stopni. Niesamowicie było wskoczyć do tak ogromnego „basenu”. Dookoła pusto. Na horyzoncie nic a nic. Jedynie w tej pustce my i nasz katamaran Zuzo. Po rozłożeniu mapy widać było dokładnie, że wykąpaliśmy się pośrodku Północnego Atlantyku 🙂
Ktoś dla żartów wspomniał o rekinach, ale tak naprawdę bardziej martwiły nas inne, mniejsze żyjątka. Od kilku dni widywaliśmy pojedyncze sztuki, ale dziś rano mijaliśmy ich dziesiątki przy burcie – mnóstwo przezroczystych, połyskujących w wodzie „dinozaurowym” grzbietów portugalskich żeglarzy. Mając je w pamięci i odczuwając już dotkliwie temperaturę wody, zakończyłam kąpiel wiązaniem dla wprawy węzła ratowniczego na sobie za pomocą liny ciągniętej za jachtem.
Później szybkie suszenie, gorąca herbata z rumem, ciepły obiad (ryż, warzywa z puszki i jajka sadzone, na które trzeba uważać, bo zaczynają się już psuć) i wszyscy zmęczeni poszli spać, zostawiając mnie na dłuższej niż normalnie, sześciogodzinnej wachcie z racji dnia rotacji wacht.
By mi się nie nudziło, dostałam kilka zadań. Zadbać o to, by zgodnie z procedurą wyłączyć odsakarkę po napełnieniu zbiorników. Zdjąć starą taśmę ochronną z fału grota roboczym sposobem chroniącą tę linę przed przecieraniem się. W tym celu trzeba wdrapać się na bom i usiąść na żaglu, ale przynajmniej ma się dobry widok przy tej robocie. Co jeszcze? Rozwiesić cumę do wyschnięcia, pochować odbijacze, pozmywać po obiedzie i zrobić wyliczenia i rysunki z astronawigacji.
Naprawdę z przyjemnością szlam spać po wachcie 🙂 Kolejna czeka mnie o 4 rano.
ten to ma żarty na środku oceanu ;-D
😀