Głuptaki z Cabo de Sao Vicente

„Geografia marynarza nie zawsze zgadza się z geografią kartografa, dla którego przylądek jest przylądkiem, z właściwą mu długością i szerokością. Dla marynarza przylądek przedstawia się jako zespół spraw prostych i zarazem bardzo skomplikowanych: skał podwodnych, prądów, mórz rozszalałych i mórz lekko sfalowanych, łagodnych wiatrów oraz sztormów, radości i przerażenia, znużeń, snów, omdlewających rąk, pustych żołądków, chwil uniesienia, a niekiedy i cierpienia.

Wielki przylądek nie wyraża się nam tylko długością i szerokością. Wielki przylądek ma duszę z jej ciemnymi i jasnymi stronami, bardzo łagodną, bardzo gwałtowną. Duszę tak czystą jak dusza dziecka i tak gniewną jak dusza zbrodniarza. I to właśnie urzeka nas w podróży” – „Długa Droga” Bernard Moitessier

Przed nami Cabo de Sao Vicente – przylądek, który pamiętam z poprzedniego przejścia Gibraltaru. Kojarzy mi się z piękną latarnią nad kamiennym urwiskiem, z klifami i z piekielnym sztormem, najgorszym sztormem tamtego rejsu, który wytarmosił nas spiętrzoną falą z kilku kierunków i wyjątkowo silnym wiatrem. Jego skały pozostawały za nami, gdy płynęliśmy w noc pełną zmagań z żywiołem.

Teraz czekają przed nami. Czy są takie same, jak je zapamiętałam? Czy przy spokojnej pogodzie przylądek będzie wyglądał inaczej? Przyjaźniej? To będzie pierwszy od Azorów ląd na horyzoncie.

13 zaczyna się z problemami. Dobrze, że to nie piątek… Mamy problem z silnikami. Obydwa nam szwankują. W jednym (lewy) w przekładni woda wymieszana z olejem, w drugim (prawy) uporczywy i donośny alarm zgłasza wodę przy uszczelce także przy przekładni. Bolek sprawdził i rzeczywiście. Nie da się płynąć i ignorować dźwięku tego alarmu. Usterka niby narazie niezbyt groźna, może się jednak okazać bardzo poważna w skutkach i pewnie na Gibraltarze będziemy musieli zrobić dłuższy przystanek na serwis, a może nawet i remont…
Już poza wszystkim martwię się, że to wydłuży nam rejs, a ja już bardzo tęsknię za moimi Miśkami!

Kolejnym problemem, choć znacznie mniejszej wagi, okazuje się brak tablic do obliczeń z astronawigacji na kolejne dni. Po pierwszym nadmiarze, gdy chcę policzyć pierwszą pozycję, przekopuję wszystkie miejsca, gdzie mogę na nie trafić, ale nigdzie tych tablic nie ma. Ostatnie strony są na 12 kwietnia. Na dzisiaj już ich nie mamy. We Frankfurcie w hotelu drukowaliśmy potrzebne strony z almanachu na rejs przez Atlantyk. Bolek przypomina sobie jednak, że liczył, że 10 kwietnia będziemy na Gibraltarze i tam wydrukujemy sobie koleje. My jednak już na Karaibach mieliśmy małe opóźnienie przez zawijanie na dwie kolejne wyspy, a jeszcze doszedł nam nieplanowany przystanek w Ponta Delgada na Azorach.
Sprawdzamy, czy czasem nie zapisaliśmy pliku z almanachem na ten rok na którymś z naszych komputerów, ale nie… Mamy więc dzis wolne od astro. Na Gibraltarze będziemy dopiero 15 kwietnia. Może wcześniej pobierzemy tablice z internetu, jeśli złapiemy zasięg z lądu.

Powoli zaczynamy wchodzić w tryb wzmożonej uwagi. Na AIS i na horyzoncie pojawia się coraz więcej jednostek na wodzie, a dziś jeszcze będziemy przekraczać TSS, strefę rozgraniczenia ruchu dużych statków. Jestem więc wyczulona na każdy najdrobniejszy ruch na choryzoncie. Czasem wydaje mi się, że widzę inne załamanie fal, ale gdy zaczynam się przyglądać, nie widzę już nic szczególnego. Po trzecim takim alarmie nagle są – delfiny! To je widziałam z daleka, gdy czasem któryś pokazał swoją płetwę nad wodą.

Zupełnie wyjątkowo nie są nami zainteresowane. Pędzą w przeciwnym kierunku, skręcają nam przed dziobem i oddalają się w szaleńczym tempie. Co rusz któryś wyskakuje nad wodę. Panuje bardzo duże zamieszanie. Dopiero, gdy widzę nurkujące głuptaki, które nagle w locie składają skrzydła i pikują prosto w wodę, zdaję sobie sprawę, że wszystkie one, i delfiny i głuptaki, polują na ryby w szaleńczym tempie podążając za ławicą!

My za to wykazujemy dziś pełen spokój jakby na przekór rzeczywistości. Przechodzimy w bezpośredniej bliskości wejścia na TSS i bardzo musimy uważać na wielgachne statki, co oczywiście robimy, ale w międzyczasie przygotowuję naleśniki, które pałaszujemy w bliskiej obecności kontenerowców. Pełen luzik 🙂

Delfiny zjawiają się dzisiaj jeszcze dwa razy. Raz ponownie pędzą za ławicą zupełnie ignorując bliskość statków. Ich nie obowiązują Międzynarodowe Przepisy Zapobiegania Zderzeniom na Morzu 🙂 Popołudniu, być może nawet to samo stado, najedzone, pojawia się u nas przed dziobem. Większe, starsze osobniki zachowują się spokojnie i bacznie mi się przyglądają płynąc tuż przy pływaku i odwracając się raz na jeden, raz na drugi bok, by lepiej mnie widzieć. Za to jeden malec, taka urocza zwinna kluska, wyskakuje co chwila ponad fale dostarczając mi tym wiele radości. Widać dzieci każdego gatunku mają niespożytą energię 😀

Późnym popołudniem biorę szybki prysznic i wskakuję do łóżka, by zdążyć się zdrzemnąć przed nocną wachtą. I co z tego, gdy Kapitan bezlitośnie budzi mnie po 1,5 godzinie. Jest powód!
Picie za terra, terra, terra! Pierwszy kontynent na horyzoncie w trakcie naszego rejsu. Przed nami Europa i Cabo Sao Vicente.

Blisko przylądka koło 19 łapię zasięg z lądu i dzwonię do moich Miśków. Rozmawiamy krótko przez FaceTime, bo są już w łóżku, ale cieszę, że mogę ich choć przez chwilę zobaczyć.

Z uwagi na duży ruch i konieczność wzmożonej uwagi wachty znowu dzielimy na 4 godziny. W trakcie mojej pierwszej nocnej zmiany koło 22 mijamy Lagos, a o 4, gdy ponownie wychodzę na pokład, płyniemy na wysokości Faro. Znam wszystkie te miejsca z rejsu z Szerszeniami sprzed roki. Z prawej burty daleko na horyzoncie mam ciąg świateł wielu ogromnych statków płynących w stronę Gibraltaru. Są na tyle daleko i jest ich tak wiele, że ich światła zlewają się w jedną świecącą linię.

Wenus wschodzi bardzo jasna i przez chwilę mnie stresuje, bo myślę, że to jakiś statek, którego nie widzę na AIS. Wykorzystuję okazję i biorę namiar na nią i na Jowisza. Wieczorem, korzystając z bliskości lądu, ściągnęliśmy w pdf tablice do astronawigacji. Plan na liczenie jednak idzie w zapomnienie, bo nagle wyłącza się chartploter… Mam nadzieję, że to nie będzie kolejny dzień usterek…

Dodaj komentarz