Dzień przed komputerem

Mówi się, że biednemu zawsze wiatr w oczy wieje. A może jest też żeglarskie przysłowie mówiące o tym, że z wiatrem się nie dogadasz? O kierunku wiatru podobno decyduje starszy stopniem ;), ale nam ostatnio to tylko wiatr w mordę wieje albo jest stanowczo za mocny jak na ruszanie się z portu. Dziś wieje 40 w marinie, a na morzu ma się w porywach rozwiewać i do 50. Zostajemy zatem w bezpiecznym porcie. Nie będziemy z dziećmi ryzykować trudnego dnia przy takich warunkach. Kierunek wiatru wyjątkowo by nam sprzyjał, ale cóż, nie tym razem. Może innego dnia uda nam się obłaskawić Neptuna.

Wraz ze zmianą frontu i mój front się zmienia. Mam pierwszy poważny kryzys dotyczący obecności dzieci na jachcie. Są kochane, pomocne i doskonale się przystosowały do życia na łódce, ale ilość kierowanych do mnie próśb, westchnień i jęków zaczyna mnie dziś przerastać. Jednak kilka tygodni bycia z nimi nieprzerwanie dzień w dzień na małej powierzchni bez żadnej przerwy zrobiły swoje. Zakładam, że ekstrawertyk tego nie zrozumie, ale ja dziś w swojej introwertycznej naturze wręcz fizycznie odczuwam zbyt dużą dawkę bodźców. Jednak na łódce stopień uwagi, kontroli i zaangażowania przy dzieciach jest dużo większy niż na co dzień w domu. Opieka nad nimi na jachcie jest po prostu dużo bardziej obciążająca. Mała powierzchnia, brak odskoczni i najzwyczajniej za duży hałas przerastają mnie dzisiaj. Stoimy w porcie i niby wystarczyłoby wyjść, ale właśnie ja tego nie mogę zrobić. Jestem odpowiedzialna za dzieci i nie mogę się tak po prostu zmyć.
Komunikuję jednak głośno swój problem i B zaczyna organizować czas Szerszeniom, a później dziadkowie zaczynają się udzielać dając mi dziś sporo wytchnienia.
Jestem im za to wdzięczna, bo przy dzisiejszych piskach i krzykach chłopców zaczynałam powoli marzyć o monotonnym dźwięku silnika na łódce 😉

Poświęcam ten czas na coś, co już od dawna mi zalegało, a co było dodatkową moją ambicją tego wyjazdu – uzupełniam blogowe wpisy o zdjęcia. Schodzi mi na tym cały dzień i część nocy. Niby wszystkie wpisy zamieszczałam regularnie, ale ze zdjęciami jest większy problem. Planowaliśmy jeszcze montowanie filmów, ale na to teraz zupełnie już doby nie wystarcza. Nagrywamy co prawda, ale przy dzieciach zupełnie nie mamy czasu na montaż. Oczywiście na pierwszym planie są właśnie oni – mali żeglarze. Ten rejs ma rozmiłować ich w żeglarstwie, więc to im głównie poświęcamy czas, a montaż odkładamy na później. Może to nadrobimy, tak jak teraz nadrabiam zamieszczanie zdjęć na blogu, a może nie. Czas pokaże.

Szerszenie schodzą z pokładu i idą ze Zbyszkiem do lasu oraz na plażę, na której wbrew moim obawom jest zacisznie. Zbierają kolejne skarby. Muszle, pięknie wygładzone przez morze kamienie, gałęzie i szkiełka. Spędzają tam część dnia, a reszta załogi ma dzień organizacyjny lub wypoczynkową sobotę. Weekend podkreślamy wspólną poranną kawą w portowej Ristorante-Pizzeria, która nie jest ani Ristorante ani Pizzeria, ale kawę i tiramisu mają przednie! 🙂

4 replys to Dzień przed komputerem

  1. Cały czas czytam nie odpisując nic, stad pewnie zapytanie BB czy czytam bloga? Czytam, dzień zaczynam od waszych nowych wpisów z jednej strony mając mapę, a z drugiej bloga. Wiem wtedy dokładniej gdzie jesteście. Dzisiejszy wieczór był jak widać pracowity – uzupełniłas dużo zdjęć. Pamiętając nasze poprzednie wakacyjne rejsy mam wrażenie, ze nijak to się ma do tego co dzieje się teraz . Znaczne więcej pracy, dłużej na morzu i dłużej w zamknięciu na tej tak naprawdę małej powierzchni. Zupełnie inna pogada, skład osobowy, więcej testosteronu 😊 A jeszcze tyle przed Wami….

Dodaj komentarz