Nocą budzą się demony

czyli o tym jak Atlantyk spuścił nam łomot. Uwaga! Tekst jest dłuuuugii. Jak nie macie czasu i dużego kubka herbaty, polecam odłożyć go na później. Z Lagos wypływamy w piątek późnym popołudniem 15 czerwca. Na okolicznych jachtach kwitnie życie towarzyskie, spotkania, dyskusje. Wiatr porywa strzępy rozmów, salwy śmiechów i niesie je pomiędzy pirsami. Nasi sąsiedzi skonsternowani patrzą, że przygotowujemy się do wyjścia z mariny. Warunki rzeczywiście nie zachęcają. Na wiatromierzu…

Read More
Forza Italia

Mam masę niedomkniętych wpisów z różnych części naszej wyprawy. Część pewnie utknie z okruchami chleba gdzieś w szczelinach klawiatury, ale jakąś część może uda się wydłubać. Ponieważ dzisiaj najpewniej opuścimy Morze Śródziemne, to chyba ostatni moment na wyciągnięcie z pamięci Fantozziego i naszych przygód z odprawieniem jachtu w Brindisi, zaraz po wpłynięciu do Włoch. Pierwszy etap rejsu został za nami wraz z przekroczeniem Morza Adriatyckiego. Formalnie byliśmy już na skraju…

Read More
Piękny żeglarski dzień i Cabrera przed dziobem

Tak, zdecydowanie to był jeden z piękniejszych żeglarsko dni. Wiatr dotychczas nie bardzo nam sprzyjał i albo wiało zbyt mocno i to w twarz, albo w ogóle była flauta. Dni, które przepływaliśmy na żaglach w całości mogę policzyć na palcach jednej ręki. Ale ostatnio los jakby się do nas uśmiechnął i to był drugi z rzędu przelot w pełni na żaglach. Mieliśmy wczoraj idealną żeglarsko pogodę: sprzyjający wiatr i słońce. Jako że do przepłynięcia mieliśmy niewiele, bo około…

Read More
Dzień jak co dzień, czyli naprawiamy

Powoli przekonuję się, że rzeczywiście z życiem na jachcie związane jest ciągłe czegoś naprawianie. Tu nie ma specjalnie wielu systemów nieistotnych dla sprawnego funkcjonowania. Jest tak, że raczej jeśli coś na jachcie jest, to ma działać, a działanie tego w sposób pośredni lub bezpośredni przekłada się na bezpieczeństwo lub komfort funkcjonowania na nim ludzi. Głupi zawias od szafki, który w normalnym mieszkaniu mógłby kolebać się przez pół roku w akompaniamencie marudzenia…

Read More
Jak nie przechodzić ospy po trzydziestce

Justyna – moja wielkiej mądrości partnerka życiowa, już prawie żona od kilkunastu lat, w swojej niezgłębionej intuicji zasugerowała tuż przed wyjazdem na nasz 2,5 miesięczny rejs, żeby może na jakieś dwa tygodnie przed wyjazdem nie posyłać szerszeni do przedszkola, bo jeszcze coś przytargają (tym bardziej, że chodzili tam tylko przez 1,5 miesiąca, byśmy mieli czas odpowiednio przygotować się do rejsu). Ja w swej wielkiej ignorancji stwierdziłem wówczas, że przesadza, a Adriatyk każdą grypę…

Read More
Dziura w bucie, czyli Roccela Ionica

Jest 3 w nocy. Obudziłem się na wachtę o godzinę za wcześnie, ale z dwojga złego, lepiej w tę stronę (przynajmniej dla wachty schodzącej). Głupio byłoby przespać swoją turę i kazać reszcie marznąć przy sterze. Coś mi jednak nie pasuje. Jacht jest zdecydowanie zbyt stabilny, a szum wody obmywającej kadłub zdecydowanie zbyt rytmiczny, rzekłabym nawet dyskotekowy… zdecydowanie zbyt dyskotekowy. Faktycznie, przecież od wieczora stoimy w Roccelli, a w pobliskiej knajpie…

Read More
De Finibus Teraee i nawet stopy wody pod kilem

Dzień wstał jakoś ciężko, pochmurnie i nieciekawie. Ja też nie mogłem się zwlec i wstałem dopiero o 6.45. Normalnie staram się być na nogach od 5, bo do 8, 9 rano jestem w stanie popracować w ciszy i pchnąć tematy firmowe do przodu. Dziś nie bardzo to wyszło i ani prysznic, ani poranna kawa nie poprawiły sytuacji. Miejscowość San Foca jednak zyskiwała z minuty na minutę. Wypogadzało się, wyszło słońce i dołączyłem do Szerszeni bawiących…

Read More
W drodze do Dubrownika i przygody z kotwicą

Ostatni częściowy wpis mam z 2 kwietnia. Minął prawie tydzień, a dziennik pozostał bez jednego słowa. Widać – działo się. Szczególnie pod względem pracy. Mialem mnóstwo rzeczy na głowie i projektów do dokończenia i jedyne na co miałem czas, to na wyznaczanie trasy, doprowadzanie jachtu bezpiecznie na miejsce, opiekę nad dzieciakami i pracę. W tym czasie płynęliśmy wzdłuż znanego mi wybrzeża Chorwacji. Po Hvarze, z którego wypłynęliśmy rano przy pięknej pogodzie przyszedł czas na Korczulę.…

Read More
W końcu płyniemy

Wczoraj w końcu wypłynęliśmy. Po niemal tygodniu stania w Mandalinie, napraw i czekania na poprawę pogody. Wstaliśmy o 5 rano i tuż po wschodzie słońca oddaliśmy cumy kierując się do Kanału Św. Anny, mijając twierdzę Św. Mikołaja i wychodząc w końcu na otwarte morze tuż za południowym krańcem wysypy Zlarin. I to okazało się dla części załogi zgubne. Silne zafalowanie, które zostawił po sobie Jugo, mocno dało się nam we znaki. A jednak nie wszystkim.…

Read More
Wciąż wieje, więc wciąż stoimy

Jeśli dwóch lokalesów niezależnie pyta się, czy sprawdzasz prognozę pogody podczas informowania ich o Twoich zamiarach wypłynięcia – wiedz, że coś jest na rzeczy i powinieneś zostać w marinie. Przetestowane wielokrotnie. Kilka razy nie posłuchałem. Żyję do dzisiaj, ale co się naoglądałem trąb wodnych na morzu i innych fenomenów, o których wcześniej słyszałem tylko opowieści na kursach meteorologicznych, to moje. No i owszem. Sprawdzam prognozę pogody i to nie jedną. Wyciągam średnią z kilku serwisów meteorologicznych starając…

Read More