Załoga pomniejszona o jednego załoganta.
Webasto nie działa.
Słońce świeci.
Przeżyjemy.
Wczoraj nad ranem, gdy szykowaliśmy się do dłuższego przeskoku przez Kanał La Manche i przejścia na Morze Północne, jeden z załogantów wypisał się z listy załogi.
Sami już rzuciliśmy cumy, podeszliśmy do pomostu z paliwem, by zatankować przed wyjściem w morze i meldując się po kolei w marinie na każdym etapie przejścia przez basen portowy zostawiliśmy w końcu za sobą główki portu w Dover.
Płynęliśmy wzdłuż pięknych białych klifów kontrastujących na tle ciemnej wody. Pogoda po raz pierwszy na tym rejsie była bardzo ciepła. Co chwila ściągałam z siebie kolejne warstwy ubrań, które rano w popłochu zakładałam w obawie przed kolejnym zimnym dniem.
Zupełnie na przekór moim oczekiwaniom dzień i noc były wyjątkowo ciepłe. Nocą i tak ubrani byliśmy jak na wyprawę polarną, ale za to nie zmarzliśmy. Podzieliliśmy wachty tak, że B zostawał sam na krócej, a ja z M na dłużej, a dwa razy nawet dłużej niż się umawialiśmy, bo chcieliśmy dać się wyspać B, który ostatnio był bardzo zapracowany i prawie w ogóle nie spał. W sumie za dużo tej nocy się nie działo. Musieliśmy co prawda mieć w kółko wiele statków na oku, bo szliśmy cały czas przy wytyczonych dla nich szlakach. Zaliczyliśmy z nimi wiele bliskich, ale w pełni bezpiecznych mijanek, za to mogliśmy dokładnie przyjrzeć się ich sylwetkom oświetlanym przez światła pokładowe i bardzo jasno świecący księżyc. Im dalej na północny wschód, tym więcej zaczęliśmy mijać platform wiertniczych z łuną widoczną już z daleka i czasem z palącą się nad nimi flarą. Kilka razy światła nawigacyjne dostarczały nam okazji do dyskusji i rozszyfrowywania zagadek, bo nie zawsze to, co widzieliśmy, pokrywało się z tym, co mieliśmy na mapach.
Dzień za to minął w pełnym składzie na pokładzie, na słońcu, przy kawie, książkach, rozmowach i naprawie (nieudanej) Webasto, które zgłasza błąd w komorze spalania.
Gdy to piszę, zbliżamy się do jednego z kilku na naszej trasie TSSa, drogi dużych statków. Musimy ją przekroczyć, by płynąć bliżej lądu i jutro rano zawinąć na chwilę na wyspę Borkum. Ostatniej nocy mieliśmy wiele mijanek z naprawdę dużymi jednostkami. Niektóre z nich wręcz przerażają swoim ogromem. Te największe, prawdziwe pływające wyspy z kontenerami mają po 400 metrów długości i 60 szerokości. Gdy idziemy wzdłuż TSS widać, jak szybko płyną jeden za drugim. Czekamy na odpowiednią chwilę i lukę pomiędzy nimi, by przeciąć pod kątem prostym tę morską autostradę i by nie wchodzić im przy okazji w drogę, tylko jak to zrobić, jak tu jest taki ruch???
Ciocie Mirke wyprowadziłam z błędu.Ona myślała ,ze Ty Justynko wspominasz poprzednie rejsy ….piszesz
i dajesz z nich fotki.Była zdziwiona gdy jej powiedziałam o Waszej kolejnej wyprawie 🙂